Recenzja „God of War: Wstąpienie”

Drogi Graczu, przed tobą najlepsza gra z kategorii "nikt się jej nie spodziewał": God of War Wstąpienie. Historia opowiedziana we Wstąpieniu jest... niepotrzebna nikomu. I nawet nie mogę tutaj winić dewelopera. Po zakończeniu trójki, ludzie z Santa Monica albo mogli stworzyć kontrowersyjną kontynuację lub uzupełnić jakaś lukę w historii zemsty Kratosa. Pojawił się tylko jeden mały problemem - takich dziur nie zostało za wiele. Co więc zrobili scenarzyści? Akcję nowego Boga Wojny umiejscowili na samym początku. Taki zabieg ma spore konsekwencje. Na przykład: w grze musi wystąpić trzeci albo i czwarty garnitur postaci z mitologii greckiej (aby ich ubicie nie kłóciło się z wydarzeniami z dalszych gier). Kratos nie może być nie wiadomo jakim zabijaką, wszak to początek jego krucjaty. Takie ograniczenia spętały historię we Wstąpieniu niczym łańcuchy bohatera na samym początku gry, gdy ten jest przetrzymywany w niewoli u Furii - bogiń zemsty. Autorzy starają utrzymać historię świeżą po dobrym początku, używając retrospekcji, co daje różny efekt. Swoją drogą, nigdy nie sądziłem, że infekcje podskórne mogą być aż tak niebezpiecznie, hehe. Nie mniej to właśnie historia jest najsłabszą stroną nowego God of War.