Recenzja „Tearaway Unfolded”

Świat w Tearaway jest tak wspaniały, że w tym przypadku wyjątkowo chciałoby się, aby wyczekiwana przesyłka została dostarczona jak najpóźniej.
Świat w Tearaway jest tak wspaniały, że w tym przypadku wyjątkowo chciałoby się, aby wyczekiwana przesyłka została dostarczona jak najpóźniej.
Już jutro debiutuje Tearaway Unfolded, czyli peesczwórkowa wersja gry, która oryginalnie zadebiutowała na Vicie w 2013 roku. Wersja na większą konsolę została rozbudowana, a autorzy z Media Molecule świetnie dostosowali tytuł do możliwości kontrolera DualShock 4.
https://www.youtube.com/watch?v=AFO7HWUrYfs
Przygody Kratosa na mroźnej północy początkowo miały być trylogią, tak samo jak przygody tego popularnego bohatera w starożytnej Grecji. Twórcy z Santa Monica zmienili jednak zdanie i ostatecznie opowieść o nordyckich wojażach Boga Wojny składać się będzie z dwóch odsłon - recenzowany Ragnarök jest drugą, a więc i ostatnią, częścią. Autorzy widocznie uznali, że nie chcą za bardzo rozwlekać historii, a tym samym zapewnić graczom ciągłą, dynamiczną akcję i kalejdoskop wrażeń oraz emocji - czyli istny... ragnarök!
Można powiedzieć, że gatunek tzw. "soulslike'ów" stał się modny. Deweloperzy z całego świata przygotowują swoje tytuły, starając się dorównać pierwowzorowi od From Software. Tym razem przyszedł czas na naszych sąsiadów, czeskie studio GoldKnights, które zabiera nas w kosmiczno-średniowieczną podróż na planetę Wardenia. Przeprawa oczywiście nie jest łatwa, szczególnie, że bohater uwikłany zostaje w odwieczny konflikt dwóch zwalczających się frakcji.