Recenzja „Władca Pierścieni: Wojna na Północy”

Fantastyczna kraina Śródziemia, dzięki filmowej sadze Władcy Pierścieni wyreżyserowanej przez Petera Jacksona, trafiła do świadomości wielu milionów ludzi na całym świecie. Jak to zwykle w przypadku takich fenomenów bywa, z ekranów kin Frodo i spółka powędrowali w swoich wirtualnych formach na ekrany naszych telewizorów, m. in. za sprawą firmy Electronic Arts. Ostatnia gra z Władcą Pierścieni w tytule - a zarazem pierwsza wydana na Playstation 3 - czyli Conquest zebrała jednak bardzo przeciętne noty. I choć z góry można było założyć, że podobny los spotka Wojnę na Północy, przed wydawaniem pochopnych osądów trzeba zwrócić uwagę na jeden fakt. Elektronicy stracili bowiem prawa do marki, które przejęło Warner Bros., firma może nieprodukująca gier wybitnych (choć ostatni Batman też weryfikuje ten pogląd), ale z pewnością takie, które umieją bawić i zapewnić odpowiedni poziom grywalności. A jeśli dodać do tego nieopowiedzianą wcześniej historię, połączenie akcji z elementami erpegie, trzech bohaterów o różnych umiejętnościach i możliwość kooperacji, robi się naprawdę intrygująco. Czy jednak studio Snowblind stworzyło tytuł dla wszystkich czy tylko dla fanów uniwersum Tolkiena? Na to pytanie postaram się właśnie odpowiedzieć.